Kornelia Winiszewska: Razem ze współpracownikami uczyniła Pani ze szkoły wiejskiej na terenach popegeerowskich wyjątkowe miejsce, do którego się chętnie przychodzi, a wyniki nauczania zostały podniesione jakby przy okazji.
Ewa Radanowicz: W momencie kiedy zostałam dyrektorką szkoły w Radowie Małym, szkoła miała bardzo dużo kłopotów. To środowisko społeczno-gospodarcze, które wymagało naprawdę dużej uważności i wrażliwości, żeby zrobić dobre rzeczy, a jednak nie szkodzić. Z drugiej strony wyniki nauczania pewnie lepsze w tamtym czasie być nie mogły. Razem z moimi współpracownikami staraliśmy się stworzyć dzieciom i młodzieży warunki do rozwoju i kreatywności. Nauka miała się odbywać przez działanie. W planie pojawiły się zajęcia dodatkowe, powstały pracownie tematyczne, m.in. klasa kuchenna, teatralna, podróżnicza, ceramiki, ręcznego czerpania papieru. Na korytarzach powstało wiele miejsc do odpoczynku, postawiliśmy stoły i nakryliśmy je obrusami, w szkolnej stołówce leżał chleb, z którego dzieci mogły sobie przygotować kanapkę. Zlikwidowaliśmy dzwonki. Pracowaliśmy metodą projektu, w grupach. Wprowadziliśmy w przedszkolu codziennie rano ćwiczenia z uważności, poprawiające koordynację i ruch, usprawnianie, zabawy z plasteliną, ale też piaskiem, błotem. Z kalendarza imprez wyeliminowaliśmy dużo rzeczy związanych z jakimiś gazetkami, apelami, robieni...