Z jednej strony – pedagoga szkolnego idealizuje się, oddając cześć abstrakcyjnej jego wizji „człowieka gaszącego szkolne pożary”, z drugiej – poniża się go, krytykując to, co robi, napominając, że robi zbyt mało, lub wykorzystując do rozwiązania osobistych problemów.
Są nauczyciele, którzy widzą w pedagogu głównie „człowieka dyrektora”, więc unikają z nim kontaktu, nawet w bardzo ważnych i trudnych sprawach z udziałem uczniów. Zwyczajnie boją się oceny, posądzenia o bezradność i niekompetencję pedagogiczną. Inni z kolei – nadużywając swojej pozycji ze względu na wiek i staż pracy – traktują pedagoga jak ofiarę, zrzucając na niego nielubiane zadania oraz rozwiązywanie wszelkich spraw, z jakimi mają trudność. Chcą, by pedagog był szkolnym dydaktykiem i doradcą metodycznym z każdego nauczanego przedmiotu. Żądają wskazówek, w jaki sposób nauczyć tabliczki mnożenia ucznia klasy IV, jak przeprowadzić lekcję fizyki w klasie VII (temat taki a taki), by szóstka uczniów o SPE go zrozumiała, czy sformułować pytania na sprawdzian z biologii dla autystycznej uczennicy. Bywają też...