Co by było gdyby człowiek używał 100% mózgu?
Czyż nie byłoby wspaniale mieć supermózg, uczyć się języków obcych w tydzień, chwytać w lot najbardziej skomplikowane zagadnienia albo móc pracować nad wieloma trudnymi zadaniami jednocześnie? Zupełnie jak bohaterzy filmów – Jestem Bogiem (2010) czy Lucy (2014) połknąć tabletkę i w jednej chwili stać się zdolnym do wszystkiego supersprawnym geniuszem…
POLECAMY
Jeśli naukowcy kiedykolwiek wynajdą taką tabletkę, niewątpliwie stanie się ona hitem i obiektem pożądania. Tymczasem musimy jednak radzić sobie bardziej standardowymi metodami. Na przykład zamiast tajemniczych narkotyków wykorzystywać dobrze nam znaną… kawę. Co poza tym możemy zrobić (i zalecić naszym uczniom), aby nasz mózg bardziej sprawnie pracował? A czego lepiej się wystrzegać – bo to tylko naukowy mit?
Ile procent mózgu używa człowiek?
Wspomniany wyżej film Lucy dał drugie życie jednemu z najbardziej znanych mózgowych mitów. Mówi on mianowicie, że ludzie wykorzystują najwyżej 10% możliwości swojego mózgu. Krytycznie myślący czytelnik bez trudu zauważy, że takie postawienie sprawy otwiera szerokie możliwości wszystkim, którzy chcą nam sprzedać swoje „sposoby” na zwiększenie możliwości naszego umysłu – od trenerów rozwoju osobistego po sekty.
„Mit dziesięciu procent” najprawdopodobniej wywodzi się z początku XX w., kiedy to jeden z pionierów psychologii William James ogłosił, że – jego zdaniem – człowiek wykorzystuje jedynie niewielką część swojego potencjału intelektualnego – właśnie ok. 10%. Jednak James w ogóle przy tym nie odnosił się do mózgu. Dopiero osoby, które powielały i modyfikowały jego ideę, wypaczyły jej sens.
W świetle wyników współczesnych badań ludzie zdrowi raczej wykorzystują swoje mózgi w 100% – zważywszy na to, w jaki sposób w ogóle mózg pracuje. Różne zadania aktywują bowiem mniej lub bardziej różne jego obszary – czasem mniejsze, a czasem większe – jednak żadna ze struktur mózgu nie jest „uśpiona” przez cały czas. Przyjrzyjmy się bliżej najistotniejszym argumentom obalającym ten mit:
- Z badań mózgu wynika, że nawet drobne uszkodzenia w bardzo różnych rejonach mózgu człowieka mogą wpływać niekorzystnie na jego funkcjonowanie poznawcze (choć na szczęście w wielu przypadkach z czasem mózg – dzięki tzw. neuroplastyczności – jest w stanie do pewnego stopnia skompensować sobie te uszczerbki). Tymczasem gdybyśmy nie używali 90% mózgu, większość urazów nie miałaby żadnego efektu.
- Gdyby znaczna część mózgu nie była nam do niczego potrzebna, uległaby… zanikowi. Wynika to z naszej wiedzy o mechanizmach ewolucji oraz neuroplastyczności. Mózg zużywa bowiem bardzo duże – w porównaniu z resztą ciała – ilości energii i zasobów (stanowi jedynie ok. 2% masy ciała, a zużywa ok. 20% energii). Gdyby większość mózgu była nam zbędna, większe szanse przetrwania mieliby ludzie o mniejszych, bardziej ekonomicznych mózgach, co doprowadziłoby w toku naturalnej selekcji do eliminacji zbyt dużych mózgów. Ponadto wiemy, że nieużywane komórki i połączenia w mózgu mają tendencję do ulegania zanikowi; gdybyśmy więc nie używali 90% tego organu, doświadczalibyśmy jego rozległej degeneracji.
- Nowoczesne badania pozwalające na tzw. neuroobrazowanie (m.in. funkcjonalny rezonans magnetyczny – FMRI) pozwalają niezbicie stwierdzić to, o czym już wspomnieliśmy wyżej – że w zdrowym mózgu aktywne (nawet we śnie) są wszystkie jego rejony, choć nie wszystkie jednocześnie w takim samym stopniu (istotny jest tutaj rodzaj zadania, nad którym pracuje mózg).
Wygląda więc na to, że dysponująca zdrowym mózgiem osoba, wbrew mitowi, wykorzystuje go w 100%. Czy jednak znaczy to, że w równym stopniu wykorzystuje jego potencjał? Nad tym możemy już dyskutować. Wiele wskazuje na to, że intuicja Williama Jamesa mogła być słuszna i wiele osób nie wykorzystuje w pełni swojego intelektualnego potencjału. Dotyczy to także naszych uczniów, którzy często mogliby osiągać dużo lepsze wyniki w nauce czy w rozwijaniu swoich zainteresowań. To ważne, bo podczas gdy wiele osób myśli, że dla szkolnych i życiowych sukcesów najważniejsze jest IQ (iloraz inteligencji), to jednak w rzeczywistości dużo bardziej istotna jest umiejętność wykorzystywania posiadanego potencjału. Nawet bardzo wysokie IQ nie gwarantuje sukcesu, z kolei osoba o przeciętnym intelekcie, ale za to potrafiąca właściwie go użyć, może zaskakiwać otoczenie swoimi osiągnięciami – może nie wybitnymi, ale wystarczającymi do pędzenia satysfakcjonującego, produktywnego życia.
Jeśli zatem nie możemy zwiększyć poziomu, w jakim wykorzystujemy swój mózg, to czy istnieją jakieś metody na lepsze wykorzystywanie jego potencjału? Owszem, istnieją – najpierw jednak przyjrzyjmy się takiemu, który bynajmniej do nich (wbrew przekonaniom wielu) nie należy.
Ile procent mózgu wykorzystuje człowiek – mit wielozadaniowości
Wielozadaniowość, czyli rzekoma umiejętność efektywnej pracy nad kilkoma różnymi zadaniami na raz, od lat jest jedną z najczęściej wymienianych zalet w CV. Zarówno wielu kandydatom do pracy, jak i pracodawcom wydaje się, że osoba potrafiąca robić kilka rzeczy jednocześnie sprawdzi się na wielu stanowiskach lepiej od „jednozadaniowej”. Często też słyszy się, że na tym polega przewaga kobiet nad mężczyznami – są rzekomo bardziej „wielozadaniowe”, ponieważ częściej muszą zajmować się wieloma sprawami na raz (obowiązkami domowymi, opieką nad dziećmi, pracą zawodową). A że jest to zgodne ze stereotypowymi rolami kobiety i mężczyzny (bardziej skupionego na samej pracy zawodowej), wielu osobom wydaje się wiarygodne. W rzeczywistości jednak tzw. wielozadaniowość jest raczej… niesprzyjającym efektywnej pracy nawykiem, który bardziej nam przeszkadza, niż pomaga w realizacji zadań, a dodatkowo często bardziej nas wyczerpuje. Choć możemy dzięki niemu sprawiać wrażenie osób bardziej efektywnych i sami w to wierzyć, jednak niekoniecznie jest to zgodne z rzeczywistością.
Dziś o wielozadaniowości mówi się chyba najczęściej w kontekście korzystania z narzędzi i mediów cyfrowych. Za osobę „wielozadaniową” uchodzi ktoś, kto jednocześnie pisze projekt, odpisuje na e-maile, przegląda zasoby internetowe i rozmawia przez telefon. Tendencję tę widać też u naszych uczniów, którzy nierzadko odrabiają lekcje, jednocześnie surfując po internecie, rozmawiając (np. na czacie) ze znajomymi i oglądając film, a dodatkowo jeszcze co jakiś czas sprawdzają pocztę elektroniczną i media społecznościowe, by upewnić się, że nie przegapią żadnej wiadomości. No i oczywiście często robią sobie przerwy, np. po to, by na smartfonie pograć w jakąś grę lub pooglądać filmiki na portalu YouTube.
Co zatem na ten temat mówi nauka?
W wielu różnych eksperymentach dowiedziono, że jeśli chodzi o aktywności wymagające użycia zasobów uwagi, nasz mózg jest raczej „jednozadaniowy”, a tzw. wielozadaniowość w ich przypadku powoduje pogorszenie sprawności pracy mózgu i w efekcie spadek jej efektywności.
Wyniki jednego z takich eksperymentów opublikował w 2005 r. zespół badawczy pod kierownictwem dr. E.K. Vogela z Uniwersytetu Chicagowskiego. Podczas badania, przez krótką chwilę (ok. 100 ms) pokazywano grupie ochotników dwa kwadraty, w których znajdowały się proste graficzne symbole. Następnie badani mieli sekundę, by je zapamiętać, po czym przez kolejne dwie sekundy wyświetlano im dwa inne kwadraty. Zadaniem badanych było porównać je z poprzednimi i ocenić, czy któryś z nich został zrotowany. Zadanie to nie jest łatwe samo w sobie, jednak by utrudnić je jeszcze bardziej, dodatkowo wyświetlano na tym samym ekranie dwa, cztery bądź sześć innych, kolorowych kwadratów, które odwracały uwagę badanych.
Okazało się, że im więcej było bodźców rozpraszających, tym gorsze były wyniki w teście – to dlatego, że spadał poziom zdolności badanych osób do trafnego odfiltrowywania bodźców nieistotnych.
W innym badaniu (Bergen i in., 2005) dowiedziono, że duże nagromadzenie bodźców w przekazach telewizyjnych istotnie utrudnia ich zrozumienie i zapamiętanie. Z kolei badania nad wpływem korzystania z telefonu podczas prowadzenia samochodu wskazują, że aż czterokrotnie może to zwiększać ryzyko wypadku, a rozpraszający wpływ telefonu można porównać do jazdy pod wpływem alkoholu. Niestety, zestaw głośnomówiący jest niewiele lepszy.
Ile mózgu używa człowiek – skup się!
Dlaczego tak się dzieje? Okazuje się, że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak „podzielna uwaga”. Nasz umysł w danym momencie może pracować tylko nad jednym wymagającym uwagi zadaniem. Z badań przeprowadzanych m.in. z użyciem technik tzw. neuroobrazowania (pozwalających na „podglądanie” aktywności mózgu w czasie jego pracy) wynika, że wykonywanie kilku takich zadań „jednocześnie” tak naprawdę oznacza wymaganie od naszego mózgu, by cały czas przełączał się między jednym zadaniem a drugim. Efekt: praca nad każdym z tych zadań istotnie się wydłuża; rośnie też ryzyko popełniania błędów.
Czemu jednak niektórym z nas wydaje się, że mają bardziej podzielną uwagę od innych? Po pierwsze, ludzie do pewnego stopnia różnią się między sobą sprawnością takiego przełączania się między zadaniami – jednym idzie to wolniej, innym szybciej i ci drudzy mogą mieć wrażenie posiadania „podzielnej uwagi”. Po drugie, duże znaczenie ma tutaj trening. Osobie początkującej jest niezwykle trudno jednocześnie bezbłędnie grać na pianinie i czysto śpiewać, ale regularne ćwiczenia to umożliwiają. Dzieje się tak jednak nie dlatego, że ćwiczymy „podzielność uwagi”, ale dlatego, że dzięki treningowi dana umiejętność staje się bardziej zautomatyzowana i nie wymaga już aż tyle zasobów poznawczych – można ją więc wykonywać przy niewielkim zaangażowaniu zasobów uwagi. Z tego samego powodu w czasie jazdy rozmowa z doświadczonym kierowcą jest mniej niebezpieczna niż z początkującym, jednak zawsze stanowi ona bodziec rozpraszający.
W niektórych poradnikach dotyczących zarządzania czasem możemy wyczytać, że aby „nie marnować ani sekundy”, należy np. zacząć odpisywać na e-mail w czasie, kiedy, dzwoniąc do kogoś, oczekujemy na połączenie. W praktyce oznacza to jednak, że możemy mieć za mało czasu, by efektywnie przełączyć się między jednym a drugim zadaniem i trudno będzie nam zarówno zebrać myśli, by ułożyć sensowną odpowiedź, jak i dobrze wypaść podczas rozmowy telefonicznej. Często więc dużo lepiej i bardziej efektywnie jest jednak „zmarnować” trochę czasu, ale wykonywać zadania po kolei, skupiając się na każdym z nich.
„Nieograniczona” pojemność mózgu?
Śledząc popularne publikacje na temat mózgu człowieka, można trafić na tezę, że jego pojemność jest w zasadzie nieograniczona – że teoretycznie może on w nieskończoność gromadzić informacje. W zasadzie jest to jeden z najnowszych naukowych mitów dotyczących mózgu, dopiero zyskujący popularność – mimo wysiłku niektórych autorów (takich jak np. H. Beck), którzy starają się zdusić go w zarodku. Szczęśliwie jednak mit ten nie wydaje się bardzo szkodliwy – można powiedzieć, że jest jedynie półprawdą bądź wyolbrzymieniem. Cała prawda zaś pozwala nam raczej optymistycznie patrzeć na możliwości naszego umysłu.
Jaka jest zatem prawda na temat możliwości naszego mózgu w zakresie gromadzenia informacji? I co z tego w praktyce wynika dla nas i naszych podopiecznych?
Kluczowe jest tutaj zrozumienie, w jaki sposób w ogóle informacje są przechowywane w mózgu. Często sądzi się, że w naszej głowie znajduje się coś podobnego do dysku twardego komputera, gdzie odpowiednie oprogramowanie umożliwia gromadzenie ogromnej liczby danych. Że dane te są niejako „wypalane” na tym dysku. W rzeczywistości jednak wygląda to całkiem inaczej i chyba również dużo bardziej interesująco.
W naszym mózgu informacja jest bowiem zapisywana w formie wzorca aktywacji sieci neuronalnej. Każda zgromadzona przez nas informacja ma taki własny wzorzec, który aktywizuje się (a jednocześnie wzmacnia – dzięki czemu się uczymy!), kiedy informacja ta w jakiś sposób jest przywoływana z pamięci – np. kiedy próbujemy ją sobie przypomnieć, usłyszymy ją ponownie bądź trafimy na coś, co się nam z nią skojarzy.
Skoro informacja w mózgu to konkretny wzorzec aktywacji sieci neuronalnej, a sieć ta składa się z konkretnej, a więc i ograniczonej, liczby komórek nerwowych, to znaczy, że również liczba możliwych konfiguracji tych wzorców aktywacyjnych jest ograniczona. Z matematycznego punktu widzenia oznacza to, że możemy przyswoić ograniczoną ilość informacji. Jednak do jakiej liczby możliwości jesteśmy ograniczeni? Oblicza to w swojej książce H. Beck (2018), a wielkość, którą podaje, jest w zasadzie nie do wyobrażenia nawet dla tak doskonałego mózgu jak nasz. Jeśli bowiem przyjmiemy, że w mózgu człowieka znajduje się ok. 80 miliardów komórek nerwowych, a każda z nich jest połączona średnio z 10 tysiącami innych, to mamy w ten sposób, bagatela, 800 bilionów połączeń. To z kolei daje nam liczbę różnych możliwych wzorców aktywacji sieci wynoszącą w przybliżeniu przynajmniej – uwaga! – 10 do potęgi 241 bilionów (!). Oznacza to liczbę mającą 241 bilionów zer. Aby ją wydrukować, potrzeba by ponad 600 milionów książek liczących ok. 300 stron. To liczba, którą trudno porównać nawet do wielkości astronomicznych – jest większa niż szacowana liczba atomów w Układzie Słonecznym.
Jak wykorzystać zasoby pamięci?
Zanim jednak popadniemy w euforyczny samozachwyt, przyjrzyjmy się temu, jak wygląda to w praktyce.
Nasz mózg zapisuje informacje, dążąc do gromadzenia ich w ramach większych sieci informacyjnych – kluczem jest skojarzenie tych informacji ze sobą nawzajem. Kiedy jedna przyswojona przez nas informacja kojarzy się nam z inną, to jest do niej niejako „przyłączana”, a nawet może być zapisana tak, że będzie się z nią częściowo pokrywać. Na przykład informacja „mama” jest zwykle pod wieloma względami podobna i blisko kojarzona z „tata” – mogą więc one być zapisane wspólnie w ramach większej sieci „rodzina”. Teraz, kiedy do naszego pola uwagi dotrze jakakolwiek nowa informacja kojarząca się z rodziną, aktywizowane będą wzorce „rodzina”, „mama”, „tata” czy też „siostra” lub „dom rodzinny”. To na tej zasadzie dobrze znany nam zapach domowego sernika automatycznie przywołuje w nas wspomnienia z dzieciństwa. W efekcie ta nowa informacja, np. „szczeniaczek”, zostanie skojarzona z „rodziną” i zapisana w tej właśnie sieci. Od teraz będzie też bardzo dobrze pamiętana – ponieważ mózg szczególnie dobrze zapamiętuje informacje, które są dla nas ważne i wzbudzają emocje.
Warto też zaznaczyć, że lepiej zapamiętujemy również te informacje, które rozumiemy. Mówiąc z dużym uproszczeniem: kiedy mózg rozumie jakąś informację, dużo łatwiej jest mu stworzyć dla niej reprezentację neuronalną, która będzie włączona do większej sieci informacyjnej i dzięki temu będzie wzbudzać więcej skojarzeń. Taka informacja będzie w efekcie łatwiej przypominana, a także będzie łatwo poddawała się dalszej obróbce; łatwiej będzie też dołączyć do niej kolejne informacje. To koronny argument przeciwko praktyce „zakuwania” na pamięć tego, co można zrozumieć, np. zasad gramatyki, przepisów ruchu drogowego, przebiegu wydarzeń historycznych czy praw matematyki, fizyki i chemii. I to dlatego uczeń, który dobrze zrozumie podstawy danego zagadnienia, będzie w stanie z łatwością opanować kolejne, już bardziej złożone, dotyczące tego tematu informacje – jego mózg dołączy je do właściwej, większej sieci informacyjnej, co gwarantuje lepsze, całościowe zrozumienie. Informacje „zakuwane” na pamięć są natomiast zapisywane w sposób bardziej fragmentaryczny i nieuporządkowany.
Pamiętajmy też, że kiedy przypominamy sobie jakąś informację z takiej większej, całościowej sieci, aktywizowana jest nie tylko ta jedna informacja, ale też inne z nią powiązane. Każda taka aktywizacja oznacza wzmocnienie biorących w niej udział połączeń nerwowych, a więc i ich lepsze pamiętanie. Na przykład kiedy przypominamy sobie, czym jest trójkąt, aktywizujemy też inne elementy sieci „figury geometryczne” czy jeszcze szerzej „geometria” i to utrwala naszą wiedzę z geometrii. Ten efekt byłby dużo słabszy, gdybyśmy zapamiętywali informacje mechanicznie, bez logicznego powiązania ich ze sobą, jak to się dzieje podczas „zakuwania”. To jedna z przyczyn, dla których informacje zapamiętane w ten sposób tak łatwo ulatują nam z pamięci, ale też niewiele wnoszą do naszej faktycznej wiedzy (nie rozumiemy ich dość dobrze, więc nie potrafimy ich użyć).
Jednocześnie każda nowo zapamiętana informacja nieco zmienia jakby „pod siebie” istniejącą już sieć neuronalną. Połączenia nerwowe prowadzące do tych nowo zapisanych informacji stają się też mocniejsze. Niestety, w toku tego procesu słabną połączenia prowadzące do „starszych” i rzadko przywoływanych z pamięci informacji, w efekcie czego są one zapominane. Nie znaczy to, że „znikają” z mózgu – cały czas tam są; jednak prowadzące do nich połączenie może z czasem stać się tak słabe, że nie będziemy w stanie sobie ich przypomnieć lub zrobimy to z wielkim trudem. Na przykład jak wtedy, kiedy czujemy, że mamy coś „na końcu języka”, ale nie możemy sobie tego przypomnieć – aż nagle „samo” się nam przypomina kilka godzin później. Albo jak wtedy, kiedy ktoś opowiada nam jakieś zdarzenie, w którym razem z nami uczestniczył w dalekiej przeszłości, a my dopiero w połowie tej opowieści zaczynamy kojarzyć, że faktycznie coś takiego miało miejsce. Po prostu od tak dawna o tym nie myśleliśmy, że połączenie nerwowe prowadzące do tej informacji niemal zanikło. Z punktu widzenia wydajności pracy mózgu to bardzo cenny mechanizm – szkoda energii na utrzymywanie niepotrzebnych (nieużywanych) połączeń nerwowych. Zapominanie „zbędnych” informacji umożliwia bardziej efektywne wykorzystywanie tych, które są „ważne”. Przy czym to my decydujemy, które są ważne, a które nie – poprzez ich wykorzystywanie, przypominanie, celowe powtórki.
Płynie z tego kilka ważnych wniosków istotnych dla wydajności procesu uczenia się:
- Będziemy zapamiętywać wiadomości bardziej skutecznie, jeśli postaramy się je zrozumieć i skojarzyć je z już posiadanymi informacjami, dlatego ważne jest zwłaszcza jak najgłębsze zrozumienie podstaw.
- Najlepiej pamiętamy (i rozumiemy) informacje, do których częściej wracamy i z których korzystamy (czyli – są dla nas ważne), zwłaszcza jeśli są one powiązane w większe sieci informacyjne. To dlatego np. tak dobrze pamiętamy informacje dotyczące naszych bliskich, ale też i dlatego najlepsi eksperci wydają się wiedzieć „wszystko” na temat interesującej ich dziedziny. Mają oni po prostu bardzo rozległą i gęstą od połączeń neuronalnych sieć informacyjną, do której (ze zrozumieniem!) przyłączają kolejne dotyczące jej informacje. Taka sieć faktycznie może sprawiać wrażenie mającej „nieograniczoną” pojemność.
- Raz zapamiętana informacja nie znika z mózgu, jednak może zostać zatarta przez nowe informacje i w efekcie być nawet całkowicie zapomniana. Jednak przypomnienie jej sobie będzie łatwiejsze, niż gdybyśmy mieli się uczyć jej po raz pierwszy. Dlatego ważne jest, by co jakiś czas robić sobie powtórki.
Uwierzyć we własne możliwości
Dzieci i młodzież często sięgają po metodę uczenia się na pamięć, „zakuwania”, ponieważ:
1) nie widzą sensu podejmowania wysiłku, by dane zagadnienie zrozumieć, 2) nie wierzą, że są w stanie je zrozumieć i/lub 3) nie wiedzą, jakimi metodami mogłyby pomóc sobie je zrozumieć (brak im kompetencji z zakresu umiejętności efektywnego uczenia się). Rolą nauczyciela powinno więc być zapobieganie każdemu z tych zjawisk:
- wyjaśnienie podopiecznym, że kiedy coś zrozumieją, dużo łatwiej będzie im to zapamiętać i później skorzystać z tej wiedzy (choćby rozwiązując zadanie problemowe na egzaminie),
- wspierać u podopiecznych wiarę w ich własne możliwości,
- przekazywać wiedzę w sposób zrozumiały, plastyczny, m.in. z użyciem obrazowych metafor bądź wyjaśniając dany mechanizm na kilka różnych sposobów (lub pokazując relacje przyczynowo-skutkowe między poszczególnymi elementami, np. zdarzeniami historycznymi),
- przekazywać uczniom wiedzę na temat efektywnych metod uczenia się, dzięki którym mogą oni znacząco poprawić swoje wyniki i skrócić czas potrzebny na naukę.
Potencjał mózgu – co jeszcze pomaga?
O tym, co może pomóc w zwiększeniu efektywności pracy mózgu, pisałam już na łamach 105. numeru „Głosu Pedagogiczego”. Ważne są m.in. zdrowy i urozmaicony tryb życia, aktywność fizyczna, regularny i efektywny sen, zdrowe odżywianie, odpowiednia ilość relaksu i wypoczynku. Ogromną rolę odgrywa redukcja stresu, który jest wielkim wrogiem efektywnego uczenia się, a – niestety – plagą wśród coraz młodszych uczniów.
Dodajmy do tego glukozę, świeże powietrze i… kofeinę. Glukoza to „paliwo” dla mózgu. Ze spożywaniem cukru oczywiście nie wolno przesadzać, jednak ulubiony owoc lub szklanka soku przed przystąpieniem do nauki to bardzo dobry pomysł. Ogromnie ważny jest też stały dopływ świeżego powietrza. Istotne jest zarówno regularne wietrzenie, jak i trening prawidłowego oddechu, aby móc z tego powietrza korzystać. Najcenniejszy jest tzw. oddech przeponowy (w jego trakcie przy wdechu unosi się, a przy wydechu opada brzuch, a nie klatka piersiowa). Zwróćmy uwagę, że stres spłyca oddech i prowadzi do zbyt słabego dotlenienia. Warto więc ćwiczyć prawidłowe oddychanie jak najczęściej, by móc świadomie do niego wrócić, gdy zauważymy, że nasz oddech jest zbyt płytki.
A co z kawą? Okazuje się, że kofeina w kawie, teina w herbacie, guaranina w guaranie i mateina w yerbie to jedna i ta sama substancja chemiczna o nazwie… 1,3,7-trimetylo-1H-puryno-2,6(3 H,7H)-dion. Można spotkać ją także w kakao, napojach typu cola i liściach koki. Badania dowodzą, że faktycznie spowalnia ona odczuwanie zmęczenia, ma właściwości pobudzające, lekko polepsza nastrój, a dodatkowo poprawia koncentrację oraz działanie pamięci krótko- i długotrwałej. Jednocześnie w zasadzie nie wywołuje ryzyka uzależniania (najwyżej pewną łagodną zależność, którą stosunkowo łatwo pokonać). Obecnie większość ekspertów jest zdania, że picie umiarkowanych ilości herbaty i kawy jest dla naszego zdrowia korzystne. Istnieją dowody na to, że zmniejsza ryzyko choroby Alzheimera oraz udaru mózgu, a także na szereg sposobów ma dobroczynny wpływ na cały nasz organizm. Warunkiem jest jednak to, by spożywać ją w umiarkowanych ilościach – nadmiar może szkodzić (np. sprzyja chorobom układu krążenia).
Bezpieczna dawka kofeiny dla zdrowej osoby to ok. 600 mg na dobę. To dużo – bo jedna filiżanka czarnej kawy to ok. 80 mg tej substancji, czarnej herbaty: 50–80 mg, a zielonej: 25–35 mg, można więc całkowicie bezpiecznie wypić kilka filiżanek dziennie. Kofeina jednak zdecydowanie nie jest zalecana dla dzieci i osób cierpiących na niektóre choroby (np. wątroby). Zdaniem wielu specjalistów mogą ją jednak spożywać (w umiarkowanych ilościach) już starsze nastolatki. Ważne jednak, by spożywać ją w pierwszej połowie dnia, ponieważ spożywana w godzinach popołudniowych i później ma niekorzystny wpływ na jakość snu, a ten z kolei jest dla uczenia się (i ogólnie - naszego funkcjonowania) ogromnie ważny.
Pigułka na geniusz?
Wróćmy na chwilę do rozważań z początku. W pewnym sensie można powiedzieć, że substancją chemiczną zwiększającą (czasowo) możliwości naszego umysłu jest właśnie kofeina. Jej działanie jest jednak bardzo łagodne, dodatkowo jest powszechna, więc może i niedoceniana. Młodzi ludzie mogą więc szukać innych sposobów, by „podkręcić” swój umysł. Te sposoby mogą być już jednak niebezpieczne.
Najpowszechniejszy to tzw. napoje energetyczne. Kiedyś często zawierały m.in. efedrynę, jednak z wielu z nich została ona wycofana, ponieważ podejrzewa się, że powoduje zbyt duże obciążenie dla serca. Głośno było o tym zwłaszcza po niepokojącej serii śmierci młodych ludzi, którzy pracowali lub uczyli się wiele godzin, wspierając się właśnie tymi napojami. Obecnie większość energii z tych napojów pochodzi z kofeiny i cukru, nie są więc już tak niebezpieczne, ale i tak należy spożywać je z umiarem. Dorosłym nie zaleca się spożywania więcej niż 2 puszek tych napojów na dobę, dzieci i młodzież w ogóle nie powinny po nie sięgać.
Znacznie bardziej niebezpieczną – a kojarzoną z lepszym uczeniem się – substancją jest amfetamina i jej pochodne, a także inne narkotyki obiecujące poprawę wydolności. Bardzo ważne jest poruszanie tego tematu podczas zajęć z zakresu profilaktyki uzależnień. Przede wszystkim jednak warto uświadomić uczniom, że zwiększanie efektywności ich intelektualnej pracy jak najbardziej leży w zasięgu ich możliwości – i to w zupełnie zdrowy, skuteczny sposób. Ważne jest bowiem to, w jaki sposób z naszego mózgu korzystamy i jakie stwarzamy dla niego warunki.
Bibliografia:
- Beck H., Mózgobrednie. 20 i pół mitu o mózgu i jak on naprawdę działa, Wydawnictwo JK, Warszawa 2018.
- Bergen L., Grimes T., Potter D., How attention partitions itself during simultaneous message presentations, „Human Communication Research” 2005, vol. 31, is. 3, s. 311–336.
- Beyerstein B.L., Mind Myths: Exploring Popular Assumptions About the Mind and Brain, Wiley, New York 1999.
- Borota D. i in., Post-study caffeine administration enhances memory consolidation in humans, „Nature Neuroscience” 2014, vol. 17(2), s. 201–203.
- Brown P.C., Roediger III H.L., McDaniel M.A., Harvardzki poradnik skutecznego uczenia się, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 2016.
- Carey B., Jak się uczyć?, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2015.
- Fisone G., Borgkvist A., Usiello A., Caffeine as a psychomotor stimulant: Mechanism of action, „Cellular and Molecular Life Sciences” 2004, vol. 61(7–8), s. 857–872.
- Goetz M., Gimnastyka mózgu – czy można skutecznie „wyćwiczyć” mózg?, „Głos Pedagogiczny” 2019, nr 105. Jarrett Ch., Mózg. 41 największych mitów, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2017.
- Lilienfeld S., Lynn S., Ruscio J., Beyerstein B., 50 wielkich mitów psychologii popularnej, Wydawnictwo CiS, Warszawa 2011.
- Nordengen K., Mózg rządzi, Marginesy, Warszawa 2018.
- Spitzer M., Jak uczy się mózg, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012.
- Spitzer M., Cyfrowa demencja, Dobra Literatura, Słupsk 2013.
- Vogel E.K., McCollough A.W., Machizawa M.G., Neural measures reveal individual differences in controlling access to working memory, „Nature” 2005, vol. 438(7067), s. 500–503.