Czyż nie byłoby wspaniale mieć supermózg, uczyć się języków obcych w tydzień, chwytać w lot najbardziej skomplikowane zagadnienia albo móc pracować nad wieloma trudnymi zadaniami jednocześnie? Zupełnie jak bohaterzy filmów – Jestem Bogiem (2010) czy Lucy (2014) połknąć tabletkę i w jednej chwili stać się zdolnym do wszystkiego supersprawnym geniuszem…
Jeśli naukowcy kiedykolwiek wynajdą taką tabletkę, niewątpliwie stanie się ona hitem i obiektem pożądania. Tymczasem musimy jednak radzić sobie bardziej standardowymi metodami. Na przykład zamiast tajemniczych narkotyków wykorzystywać dobrze nam znaną… kawę. Co poza tym możemy zrobić (i zalecić naszym uczniom), aby nasz mózg bardziej sprawnie pracował? A czego lepiej się wystrzegać – bo to tylko naukowy mit?
POLECAMY
Ile procent mózgu wykorzystujesz?
Wspomniany wyżej film Lucy dał drugie życie jednemu z najbardziej znanych mózgowych mitów. Mówi on mianowicie, że ludzie wykorzystują najwyżej 10% możliwości swojego mózgu. Krytycznie myślący czytelnik bez trudu zauważy, że takie postawienie sprawy otwiera szerokie możliwości wszystkim, którzy chcą nam sprzedać swoje „sposoby” na zwiększenie możliwości naszego umysłu – od trenerów rozwoju osobistego po sekty.
„Mit dziesięciu procent” najprawdopodobniej wywodzi się z początku XX w., kiedy to jeden z pionierów psychologii William James ogłosił, że – jego zdaniem – człowiek wykorzystuje jedynie niewielką część swojego potencjału intelektualnego – właśnie ok. 10%. Jednak James w ogóle przy tym nie odnosił się do mózgu. Dopiero osoby, które powielały i modyfikowały jego ideę, wypaczyły jej sens.
W świetle wyników współczesnych badań ludzie zdrowi raczej wykorzystują swoje mózgi w 100% – zważywszy na to, w jaki sposób w ogóle mózg pracuje. Różne zadania aktywują bowiem mniej lub bardziej różne jego obszary – czasem mniejsze, a czasem większe – jednak żadna ze struktur mózgu nie jest „uśpiona” przez cały czas. Przyjrzyjmy się bliżej najistotniejszym argumentom obalającym ten mit:
- Z badań mózgu wynika, że nawet drobne uszkodzenia w bardzo różnych rejonach mózgu człowieka mogą wpływać niekorzystnie na jego funkcjonowanie poznawcze (choć na szczęście w wielu przypadkach z czasem mózg – dzięki tzw. neuroplastyczności – jest w stanie do pewnego stopnia skompensować sobie te uszczerbki). Tymczasem gdybyśmy nie używali 90% mózgu, większość urazów nie miałaby żadnego efektu.
- Gdyby znaczna część mózgu nie była nam do niczego potrzebna, uległaby… zanikowi. Wynika to z naszej wiedzy o mechanizmach ewolucji oraz neuroplastyczności. Mózg zużywa bowiem bardzo duże – w porównaniu z resztą ciała – ilości energii i zasobów (stanowi jedynie ok. 2% masy ciała, a zużywa ok. 20% energii). Gdyby większość mózgu była nam zbędna, większe szanse przetrwania mieliby ludzie o mniejszych, bardziej ekonomicznych mózgach, co doprowadziłoby w toku naturalnej selekcji do eliminacji zbyt dużych mózgów. Ponadto wiemy, że nieużywane komórki i połączenia w mózgu mają tendencję do ulegania zanikowi; gdybyśmy więc nie używali 90% tego organu, doświadczalibyśmy jego rozległej degeneracji.
- Nowoczesne badania pozwalające na tzw. neuroobrazowanie (m.in. funkcjonalny rezonans magnetyczny – FMRI) pozwalają niezbicie stwierdzić to, o czym już wspomnieliśmy wyżej – że w zdrowym mózgu aktywne (nawet we śnie) są wszystkie jego rejony, choć nie wszystkie jednocześnie w takim samym stopniu (istotny jest tutaj rodzaj zadania, nad którym pracuje mózg).
Wygląda więc na to, że dysponująca zdrowym mózgiem osoba, wbrew mitowi, wykorzystuje go w 100%. Czy jednak znaczy to, że w równym stopniu wykorzystuje jego potencjał? Nad tym możemy już dyskutować. Wiele wskazuje na to, że intuicja Williama Jamesa mogła być słuszna i wiele osób nie wykorzystuje w pełni swojego intelektualnego potencjału. Dotyczy to także naszych uczniów, którzy często mogliby osiągać dużo lepsze wyniki w nauce czy w rozwijaniu swoich zainteresowań. To ważne, bo podczas gdy wiele osób myśli, że dla szkolnych i życiowych sukcesów najważniejsze jest IQ
(iloraz inteligencji), to jednak w rzeczywistości dużo bardziej istotna jest umiejętność wykorzystywania posiadanego potencjału. Nawet bardzo wysokie IQ nie gwarantuje sukcesu, z kolei osoba o przeciętnym intelekcie, ale za to potrafiąca właściwie go użyć, może zaskakiwać otoczenie swoimi osiągnięciami – może nie wybitnymi, ale wystarczającymi do pędzenia satysfakcjonującego, produktywnego życia.
Jeśli zatem nie możemy zwiększyć poziomu, w jakim wykorzystujemy swój mózg, to czy istnieją jakieś metody na lepsze wykorzystywanie jego potencjału? Owszem, istnieją – najpierw jednak przyjrzyjmy się takiemu, który bynajmniej do nich (wbrew przekonaniom wielu) nie należy.
Mit wielozadaniowości
Wielozadaniowość, czyli rzekoma umiejętność efektywnej pracy nad kilkoma różnymi zadaniami na raz, od lat jest jedną z najczęściej wymienianych zalet w CV. Zarówno wielu kandydatom do pracy, jak i pracodawcom wydaje się, że osoba potrafiąca robić kilka rzeczy jednocześnie sprawdzi się na wielu stanowiskach lepiej od „jednozadaniowej”. Często też słyszy się, że na tym polega przewaga kobiet nad mężczyznami – są rzekomo bardziej „wielozadaniowe”, ponieważ częściej muszą zajmować się wieloma sprawami na raz (obowiązkami domowymi, opieką nad dziećmi, pracą zawodową). A że jest to zgodne ze stereotypowymi rolami kobiety i mężczyzny (bardziej skupionego na samej pracy zawodowej), wielu osobom wydaje się wiarygodne. W rzeczywistości jednak tzw. wielozadaniowość jest raczej… niesprzyjającym efektywnej pracy nawykiem, który bardziej nam przeszkadza, niż pomaga w realizacji zadań, a dodatkowo często bardziej nas wyczerpuje. Choć możemy dzięki niemu sprawiać wrażenie osób bardziej efektywnych i sami w to wierzyć, jednak niekoniecznie jest to zgodne z rzeczywistością.
Dziś o wielozadaniowości mówi się chyba najczęściej w kontekście korzystania z narzędzi i mediów cyfrowych. Za osobę „wielozadaniową” uchodzi ktoś, kto jednocześnie pisze projekt, odpisuje na e-maile, przegląda zasoby internetowe i rozmawia przez telefon. Tendencję tę widać też u naszych uczniów, którzy nierzadko odrabiają lekcje, jednocześnie surfując po internecie, rozmawiając (np. na czacie) ze znajomymi i oglądając film, a dodatkowo jeszcze co jakiś czas sprawdzają pocztę elektroniczną i media społecznościowe, by upewnić się, że nie przegapią żadnej wiadomości. No i oczywiście często robią sobie przerwy, np. po
to, by na smartfonie pograć w jakąś grę lub pooglądać filmiki na portalu YouTube.
Co zatem na ten temat mówi nauka?
W bardzo wielu różnych eksperymentach dowiedziono, że jeśli chodzi o aktywności wymagające użycia zasobów uwagi, nasz mózg jest raczej „jednozadaniowy”, a tzw. wielozadaniowość w ich przypadku powoduje pogorszenie sprawności pracy mózgu i w efekcie spadek jej efektywności.
Wyniki jednego z takich eksperymentów opublikował w 2005 r. zespół badawczy pod kierownictwem dr. E.K. Vogela z Uniwersytetu Chicagowskiego. Podczas badania, przez krótką chwilę (ok. 100 ms) pokazywano grupie ochotników dwa kwadraty, w których znajdowały się proste graficzne symbole. Następnie badani mieli sekundę, by je zapamiętać, po czym przez kolejne dwie sekundy wyświetlano im dwa inne kwadraty. Zadaniem badanych było porównać je z poprzednimi i ocenić, czy któryś z nich został zrotowany. Zadanie to nie jest łatwe samo w sobie, jednak by utrudnić je jeszcze bardziej, dodatkowo wyświetlano na tym samym ekranie dwa, cztery bądź sześć innych, kolorowych kwadratów, które odwracały uwagę badanych.
Okazało się, że im więcej było bodźców rozpraszających, tym gorsze były wyniki w teście – to dlatego, że spadał poziom zdolności badanych osób do trafnego odfiltrowywania bodźców nieistotnych.
W innym badaniu (Bergen i in., 2005) dowiedziono, że duże nagromadzenie bodźców w przekazach telewizyjnych istotnie utrudnia ich zrozumienie i zapamiętanie. Z kolei badania nad wpływem korzystania z telefonu podczas prowadzenia samochodu wskazują, że aż czterokrotnie może to zwiększać ryzyko wypadku, a rozpraszający wpływ telefonu można porównać do jazdy pod wpływem alkoholu. Niestety, zestaw głośnomówiący jest niewiele lepszy.
Skup się
Dlaczego tak się dzieje? Okazuje się, że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak „podzielna uwaga”. Nasz umysł w danym momencie może pracować tylko nad jednym wymagającym uwagi zadaniem. Z badań przeprowadzanych m.in. z użyciem technik tzw. neuroobrazowania (pozwalających na „podglądanie” aktywności mózgu w czasie jego pracy) wynika, że wykonywanie kilku takich zadań „jednocześnie” tak naprawdę oznacza wymaganie od naszego mózgu, by cały czas przełączał się między jednym zadaniem a drugim. Efekt: praca nad każdym z tych zadań istotnie się wydłuża; rośnie też ryzyko popełniania błędów.
Czemu jednak niektórym z nas wydaje się, że mają bardziej podzielną uwagę od innych? Po pierwsze, ludzie do pewnego stopnia różnią się między sobą sprawnością takiego przełączania się między zadaniami – jednym idzie to wolniej, innym szybciej i ci drudzy mogą mieć wrażenie posiadania „podzielnej uwagi”. Po drugie, duże znaczenie ma tutaj trening. Osobie początkującej jest niezwykle trudno jednocześnie bezbłędnie grać na pianinie i czysto śpiewać, ale regularne ćwiczenia to umożliwiają. Dzieje się tak jednak nie dlatego, że ćwiczymy „podzielność uwagi”, ale dlatego, że dzięki treningowi dana umiejętność staje się bardziej zautomatyzowana i nie wymaga już aż tyle zasobów poznawczych – można ją więc wykonywać przy niewielkim zaangażowaniu zasobów uwagi. Z tego samego powodu w czasie jazdy rozmowa z doświadczonym kierowcą jest mniej niebezpieczna niż z początkującym, jednak zawsze stanowi ona bodziec rozpraszający.
W niektórych poradnikach dotyczących zarządzania czasem możemy wyczytać, że aby „nie marnować ani sekundy”, należy np. zacząć odpisywać na e-mail w czasie, kiedy, dzwoniąc do kogoś, oczekujemy na połączenie. W praktyce oznacza to jednak, że możemy mieć za mało czasu, by efektywnie przełączyć się między jednym a drugim zadaniem i trudno będzie nam zarówno zebrać myśli, by ułożyć sensowną odpowiedź, jak i dobrze wypaść podczas rozmowy telefonicznej. Często więc dużo lepiej i bardziej efektywnie jest jednak „zmarnować” trochę czasu, ale wykonywać zadania po kolei, skupiając się na każdym z nich.
„Nieograniczona” pojemność mózgu?
Śledząc popularne publikacje na temat mózgu człowieka, można trafić na tezę, że jego pojemność jest w zasadzie nieograniczona – że teoretycznie może on w nieskończoność gromadzić informacje. W zasadzie jest to jeden z najnowszych naukowych mitów dotyczących mózgu, dopiero zyskujący popularność – mimo wysiłku niektórych autorów (takich jak np. H. Beck), którzy starają się zdusić go w zarodku. Szczęśliwie jednak mit ten nie wydaje się bardzo szkodliwy – można powiedzieć, że jest jedynie półprawdą bądź wyolbrzymieniem. Cała prawda zaś pozwala nam raczej optymistycznie patrzeć na możliwości naszego umysłu.
Jaka jest zatem prawda na temat możliwości naszego mózgu w zakresie gromadzenia informacji? I co z tego w praktyce wynika dla nas i naszych podopiecznych?
Kluczowe je...