Melania skończyła 7 lat w listopadzie. Od września jest w I klasie prywatnej szkoły. Mela jest bardzo bystrą dziewczynką, z dobrego intelektualnie, stymulującego poznawczo domu, po bardzo dobrym przedszkolu. Testy kwalifikujące do I kasy przeszła śpiewająco, nie miała żadnego problemu z rozpoznawaniem czy odwzorowywaniem liter. Czytała całościowo, czasem sylabizowała dłuższe wyrazy. Prawidłowo trzymała ołówek, manualnie była bardzo sprawna, liczyła (bez użycia konkretów) z przekraczaniem progu dziesiętnego. Miała szeroką wiedzę o otaczającym świecie, normach i zasadach życia w grupie. Jej wypowiedzi były obszerne, poprawne pod względem gramatycznym i stylistycznym, miała bardzo bogaty zasób słownictwa. Była zmotywowana do pracy, szybka, dokładna, w znakomitym kontakcie z dorosłym. Fizycznie plasowała się koło 70 centyla, jeśli chodzi o wzrost, i 50 – wagowo. Miała – wydawałoby się – wszelkie zasoby, aby poradzić sobie w pierwszej klasie. Dodajmy, że w klasie małej, złożonej w połowie z sześcio-, a w połowie z siedmiolatków.
Nie poradziła sobie i rodzice rozważali rezygnację z promocji do klasy drugiej. Nie wiem, jak zakończyła się historia Melanii, ale wiem, że w podobnej sytuacji znalazło się wiele dzieci.
Dlaczego, mimo – wydawałoby się – maksymalnie sprzyjającej sytuacji,...
(Zdolny) sześciolatek w szkole – dlaczego czasem to nie wypala?
Dlaczego, mimo – wydawałoby się – maksymalnie sprzyjającej sytuacji, sześciolatki, a szczególnie dobrze lub bardzo dobrze rozwinięte intelektualnie sześciolatki (bo takie najczęściej są posyłane wcześniej do szkoły), nie radzą sobie w I klasie?