Prezydent Kennedy nie zawsze był zwolennikiem podboju Kosmosu, odrzucając rok wcześniej budżet proponowany przez NASA. Sytuacja diametralnie zmieniła się, gdy Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek odbył lot po orbicie satelitarnej Ziemi w 1961 r. Rosjanie – po pionierskim wystrzeleniu sztucznego satelity Sputnik w 1957 r. – prowadzili z Amerykanami 2:0. Kennedy desperacko potrzebował wizerunkowego wsparcia gospodarczej potęgi USA, a nic nie mogło się równać z wizją pierwszych ludzi bezpiecznie stąpających po Księżycu.
Kennedy wszedł na podium i przez kolejne 17 minut i 40 sekund przekonywał Amerykanów, że wydanie 4% rocznego budżetu na „największą przygodę, w której człowiek uczestniczył”, ma głęboki sens. Efekt jego wystąpienia był kolosalny, wzbudzając aplauz i histeryczne podekscytowanie. Przemówienie Kennedy’ego, poza konsekwencjami społecznymi, politycznymi i gospodarczymi, miało jeszcze jeden walor – czysto poznawczy: „Jak to możliwe, że idea przeniesiona z jednego umysłu do innych potrafi tak szybko się rozprzestrzenić i wywołać tak trwałe zmiany w zachowaniu?”.
Pięćdziesiąt trzy lata później grupa izraelskich neuronaukowców pod kierunkiem Uri Hassona przebadała mózgi osób słuchających porywających wystąpień polityków. Badacze odkryli, że mózgi słuchaczy osiągały wysoki poziom synchronizacji, gdy przemawiający uderzali w ton emocjonalny. Aktywne wówczas były nie tylko te same ośrodki słuchania i interpretacji mowy, lecz również fragmenty kory odpowiedzialne za empatię, czyli „wchodzenie w buty” nadawcy. Zatem wyraziste przemówienia nie tylko przykuwają uwagę, lecz również kształtują podobne reakcje u ludzi niezależnie od różnic osobowościowych i doświadczenia. Kennedy nie tylko sprawił, że go słuchano, lecz odczuwano w podobny sposób, co przekładało się na decyzje wspierające jego apel.
POLECAMY