Znaczenie samodzielnej prezentacji w grupie – przypadek Wiktora
Wiktor w wieku 5 lat trafił do domu dziecka. Samo zdarzenie było dla niego bardzo trudne, został rozdzielony z niepełnosprawną intelektualnie matką, która nie mogła w prawidłowy sposób opiekować się synem. Gdy chłopiec w wieku 7 lat poszedł do szkoły podstawowej, nauczycielka przedstawiła go klasie, podkreślając, że jest z domu dziecka, aby wszyscy byli dla niego wyjątkowo mili. Zapewne wychowawczyni miała dobre intencje, jednak taki sposób prezentacji „naznaczył” chłopca właściwie od pierwszych dni. Najpierw jako „innego-interesującego”, następnie jako „innego-gorszego”. Rówieśnicy początkowo byli bardzo zainteresowani Wiktorem, pytali go o jego rodziców, o dom dziecka – co to za miejsce, jak tam jest itp. Z czasem dzieci zaczęły zauważać, że Wiktor „odstaje” od nich. Ma gorsze ubrania, bardziej znoszone, niemodny plecak, po szkole odbierają go różne „ciocie i wujkowie”, nie ma mamy ani taty. Gdy dzieci z klasy zaczęły się zapraszać wzajemnie na urodziny, Wiktora nikt nie zapraszał, ponieważ był z domu dziecka. Rówieśnicy z własnych domów wynieśli przekonania, że dzieci z domu dziecka kradną, mają wszy, są brudne i niegrzeczne. Tymi epitetami inne dzieci określały Wiktora w szkole. Nauczyciele starali się zatrzymywać ten narastający hejt prowadzący do wykluczenia społecznego chłopca – prowadzili zbiórki na rzecz domu dziecka, w którym mieszkał Wiktor, odbywały się zajęcia psychoedukacyjne dotyczące tolerancji i odmienności. Nie mogli jedna...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań magazynu "Głos Pedagogiczny"
- Dostęp do wszystkich archiwalnych artykułów w wersji online
- Możliwość pobrania materiałów dodatkowych
- ...i wiele więcej!